Komentarze: 3
Osoby słabe psychicznie lub/i o nadwrażliwym zmyśle estetycznym prosi się o nie czytanie poniższego tekstu (tyczy się to również pozostałych, które nie wykluczenie pojawią się w najbliższym czasie). W wypadku istnienia wyjątkowo upartych potencjalnych czytelników (w czego prawdopodobieństwo, mówiąc szczerze, wątpię) zaznaczam, iż czynią to wyłącznie na własną odpowiedzialność, ja zaś nie zamierzam ponosić konsekwencji równie niefrasobliwego postępowania, tym bardziej finansowych związanych z ewentualnym leczeniem psychiatrycznym. Z poważaniem – Autorka.
Choć nigdy nie zaliczałam się do szlachetnego grona osobników szczycących się nienagannymi manierami, adekwatnym do zaistniałej sytuacji, konceptem byłoby przedstawienie się szerszej (lub przez wzgląd na umiejętne zachęcanie wielbicieli twórczości autobiograficznej, węższej) publiczności i wyjawienie podstawowych informacji na swój temat (napiętnowana przez krajowe masmedia autoreklama wydaje się być jak najbardziej na miejscu). O ile więc nie zamierzam czynić tego, mając na względzie pamięć nieboszczki kurtuazji, postaram się zważać na normy obowiązujące w cywilizowanym świecie. Wbrew pozorom bowiem, choć zdaję sobie sprawę, iż wiele osób gotowych byłoby mnie o to posądzać, nie zanotowałam u siebie nadmiernego owłosienia, niepokojącego uformowania czaszki bądź występowania ogona, czy innych oznak postępującego zezwierzęcenia.
Na imię mi Łucja Judyta. I choć, w przeciwieństwie do wielu moich rówieśników, nie mam nic przeciwko obowiązkowi nauki i Żydom, a, jak sądzę, nie zaliczam się do rasistów i osobników sceptycznie nastawionych do otaczającej smętnej rzeczywistości, dla zwykłej powinności, pragnęłabym zaznaczyć, że owe dość nie typowe nazewnictwo (do którego zdołałam się przyzwyczaić na przestrzeni minionych 15 lat) nie wskazuje na domniemane korzenie semickie. W takim więc razie, przy odrobinie wyobraźni naturalnie, mogę traktować je jako objawy twórczego geniuszu rodzicieli, bądź jako wyraz ich niepokojących fascynacji. Zresztą czego można by się spodziewać po ekscentrycznym amatorze filozofii gotowym oddać życie za Woltera, który na nieszczęście zowie się moim ojcem? Chyba jedynie Opieńki czy też Perpetuły, które nie dość dobrze prezentując się przy jego szacownym nazwisku, zakończyły rywalizację na etapie eliminacji.
Trudno jednak, aby syn równie niezrównoważonej kobiety, jaką bez wątpienia jest moja babcia, stwarzał, choć pozory normalności. Zgodnie z ostatnimi doniesieniami, ma ona zamiar, po dwóch latach nieobecności, powrócić do ojczyzny, uprzednio opuszczając Peru dokąd zawędrowała w towarzystwie specyficznej organizacji zrzeszających wyzwolonych emerytów i swojego, niemniej dziwnego, kochanka rodem z Dalekiego Wschodu, który nie wykluczenie zawita do nas. Zresztą w ostatnim czasie rewelacje tego rodzaju wręcz natrętnie się mnie czepiają, jak choćby doniesienia o rzekomej ciąży starszej o dwa lata siostry, które to informacje mają wkrótce znaleźć potwierdzenie lub zostać obalone (na co skrycie liczą rodzice, wszakże Monika ma tylko 17 lat), domniemanym nawróceniu ojca, dotąd zdeklarowanego antyklerykała i chorobie wenerycznej Algebry (innymi słowy mojego kota, który zwykł bardziej przypominać futrzaną pokrakę o ostrej woni wymiocin, aniżeli czworonożnego ssaka), bohaterki bałwochwalczych eposów klasowych poetów (czyt. uczniów o wyjątkowo rozbudowanej wyobraźni, niestety nie najlepiej ukierunkowanej). Cóż... Do pełni szczęścia brakuje jeszcze, urzeczywistnienia planów mamy, odnośnie założenia osiedlowego stowarzyszenia pomocy uciemiężonym żonom lub, jak kto woli, zajadłych feministek. Słowem... Witaj szara codzienności!
Deklaracja
Obierając za świadków: obecną obok mnie Aśkę i internautów o stalowych nerwach, niniejszym oświadczam, że zobowiązuję się do codziennego pisania najbardziej dziwacznych notatek w całym polskim Internecie. Chociaż znajdując swoją naturę, aż nadto, nie wątpię, że wkrótce moje szczytne idee pójdą w zapomnienie, a lenistwo, jak zwykło zresztą, ponownie zatriumfuje.